Polski skarb przekazany do Warszawy
W Konsulacie Generalnym RP w Toronto, w przededniu 79. rocznicy zbrodni katyńskiej, syn i córki więźnia obozów w Kozielsku i Griazowcu, ppor. Aleksandra Witliba, przekazali na rzecz Muzeum Wojska Polskiego pamiątki obozowe gromadzone przez ich ojca. Składają się na ten dar różnego rodzaju zapiski, rysunki, mapy, ryciny, portrety i obrazy z życia więźniów (wśród autorów m.in. Józef Czapski, Stanisław Westwalewicz, Stefan Sienicki, Zygmunt Turkiewicz). Ponad 100 pozycji rodzina porucznika, później kapitana w Armii Andersa, przekazała ten skarb Polsce nieodpłatnie. Państwo Teresa Pare, jej mąż Michael oraz Grażyna Witlib i John Witlib to są ci wspaniali ludzie, mieszkający obecnie w Kanadzie. Wielkie podziękowania - zamieścił konsulat w Toronto.
Obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych w Guelph
W Guelph obchody Dnia Żołnierzy Podziemia Niepodległościowego, który przypada na 1 marca odbyły się w tym roku wcześniej, bo 24 lutego. Tradycyjnie już podczas Mszy Świętej niedzielnej za Ojczyznę zamówionej przez Stowarzyszenie imienia Józefa Piłsudskiego Orzeł Strzelecki odczytano apel poległych.
Przed uroczystościami rozmawialiśmy z Grzegorzem Waśniewskim, komendantem Stowarzyszenia.
Goniec: - Grzegorzu, od ilu lat zamawiasz Mszę świętą za dusze żołnierzy niezłomnych?
Grzegorz Waśniewski: - To będzie 5. rok, robię to od samego początku, jak tylko wyszła ta ustawa o pamięci żołnierzy wyklętych.
- Dlaczego to jest ważne?
- Przecież to jest nasza ciągłość, duchowa, polityczna, państwowość nasza. Oni byli ostatnimi herosami, którzy się przeciwstawili bolszewikom.
- Czy spodziewałeś się, że dożyjemy takich czasów, że za wzór zaczną nam stawiać tych, którzy z żołnierzami wyklętymi walczyli, bo jakiś czas temu przedstawiciel Stanów Zjednoczonych, jako bohatera wskazał na człowieka, który był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa i rozbijał podziemie antykomunistyczne, skąd jest takie zamieszanie?
- To wszystko jest po to, żeby nas upokorzyć, chodzi o pieniądze, o nic innego. Kłamali, kłamią i kłamać będą, i będą używać różnych narzędzi nacisku, perswazji, a my się nie możemy ugiąć.
- Kto tutaj dzisiaj będzie?
- Stowarzyszenie Józefa Piłsudskiego Orzeł Strzelecki, zaprosiłem harcerzy, będzie też Związek Polaków w Kanadzie grupa 11. z Guelph. Jeżeli przyjdą inni z Polonii to jesteśmy otwarci, ale zobaczymy.
Będziesz, to będziesz widział. (ak)
ŻOŁNIERZE WYKLĘCI – ŻOŁNIERZE NIEZŁOMNI
My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej!
1 marca 1951 roku komunistyczne władze zamordowały w więzieniu mokotowskim w Warszawie członków IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Razem z prezesem ppłk Łukaszem Cieplińskim od strzału w tył głowy zginęło sześciu jego współpracowników – mjr Adam Lazarowicz, mjr Mieczysław Kawalec, kpt. Franciszek Błażej, kpt. Józef Rzepka, por Karol Chmiel, por Józef Batory. 38 letni Ciepliński wiedział, że nie będzie miał pogrzebu, tylko zostanie wrzucony w tajemnicy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego tuż przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. To jak dotąd nie wystarczyło do identyfikacji jego szczątków na „Łączce” Powązek Wojskowych w Warszawie. Łukasz Ciepliński nawet w III RP pozostaje wyklęty, ale jego idea przetrwała. Idea Żołnierza Niezniszczalnego, Niezłomnego.
EMIGRACYJNI BOHATEROWIE NIEPODLEGŁEJ: TEOFIL ANTONI STARZYŃSKI
Wybuch I wojny światowej wzbudził w Polakach rozsianych na całym świecie wielkie nadzieje na odzyskanie niepodległości. Przygotowywali się do tego wydarzenia historycznego od zawsze, od momentu utraty niepodległości. Każde pokolenie miało swój udział w tej walce, każde popełniało błędy i miało własną wizję przyszłości. Można jednak śmiało stwierdzić, że wykorzystanie sprzyjającego momentu historycznego, było możliwe dzięki współdziałaniu wybitnych przywódców, ich przywódczych talentów, poświęceniu i patriotyzmowi i świadomości wszystkich grup społecznych. O najwybitniejszych liderach tego czasu, Paderewskim, Dmowskim, Smulskim już pisaliśmy.
Dziś chcielibyśmy przypomnieć sylwetkę Teofila Antoniego Starzyńskiego – twórcę i architekta sokolstwa polskiego w Ameryce, lekarza, żołnierza Błękitnej Armii i Twórcę Stowarzyszenia Weteranów Polskich w Ameryce- SWAP.
Teofil Antoni Starzyński urodził się 14 kwietnia 1878 w Osówcu, w powiecie mogilnickim na Kujawach w patriotycznej rodzinie zubożałego szlachcica, który po nieudanej próbie uczestnictwa w powstaniu styczniowym, zajmował się zarządzaniem dóbr ziemskich rodziny Mlickich w Osówcu. Antoni był najmłodszym z siedmiorga rodzeństwa. W 1883 roku jego starszy brat, Andrzej, aby uniknąć służby w wojsku pruskim, uciekł do Ameryki i osiedlił się w Pittsburghu. W jego ślady poszli kolejni bracia – w 1885 r. dołączył do niego Marcin z żoną, w 1886 Ignacy, a za synami wyemigrowała matka z córką Franciszką, Szczepanem i ośmioletnim Teofilem. W 1889 dołączył do nich ostatni z braci – Stanisław.
Cała rodzina osiedliła się w Pittsburghu i tutaj rozpoczęła budowę swojej emigracyjnej egzystencji. Teofil rozpoczął naukę w szkole parafialnej, później kontynuował w publicznej. W wieku czternastu lat przerwał naukę i rozpoczął pracę zarobkowa jako goniec i ładowacz, a następnie pracował w polskiej aptece, której właścicielem był Stanisław Szarzyński. Tutaj zetknął się po raz pierwszy z ideami sokolstwa. Warto w tym miejscu przypomnieć te idee, bo z nimi Teofil Starzyński zwiąże swoje życie, im podporządkuje i poświęci wszystko.
Idea sokola wyrosła na glebie uczuć narodowych i polskich dążeń niepodległościowych a na jej kształt miały także wpływ wielkie prądy kulturalne i społeczne ówczesnej Europy: romantyzm, pozytywizm i demokratyzm, a nade wszystko umiłowanie wolności i ziemi ojczystej, zespolonej nierozerwalnie z kulturą łacińsko-chrześcijańską.
Sokolstwo powstało z potrzeby serca i ducha, w wyniku głębokich przemyśleń i rachunku wszystkich błędów popełnionych w tragicznie zakończonym powstaniu styczniowym.
Tragiczną sytuację rodaków pogorszyło materialne, biologiczne i duchowe wyniszczanie narodu polskiego poprzez konfiskaty majątków ziemskich, masowe zsyłki na Sybir, więzienia i egzekucje niepokornych, niszczenie dorobku narodowego, jego kultury, szkolnictwa i historii.
W takich, groźnych politycznie warunkach – zaledwie w trzy lata po klęsce Powstania Styczniowego – grupa młodych akademików, lwowskich patriotów, wsparta pomocną dłonią byłych powstańców, postanowiła przerwać zaczarowany krąg powszechnie panującej niemocy i przygnębienia, kładąc podwaliny pod przyszłą, szeroko zakrojoną pracę z młodzieżą, aby podnieść jej sprawność fizyczną i poczucie duchowej wartości. Była to zupełnie nowa forma, aczkolwiek czerpiąca wzorce z antycznej tradycji greckich gimnazjonów, w których doceniano wartość harmonijnego rozwoju człowieka. „Mens sana in corpore sano” – „W zdrowym ciele zdrowy duch” było pierwszym hasłem SOKOŁA, powołanego w 1862 roku przez Czechów, a w 5 lat później przystosowanego do rodzimych potrzeb przez Polaków we Lwowie.
SOKÓŁ miał być tym uniwersalnym spoiwem, łączącym w czas niewoli zalety umysłu i wolę rodaków w monolit, zdolny we właściwej chwili walczyć o niepodległość a po jej zdobyciu, umieć ją zachować. Tylko w idealnym zespoleniu myśli i czynu można osiągnąć upragniony cel. Orzeł jako symbol narodowy nie miał prawa istnienia. Dalekowzroczny sokół, w tradycji słowiańskiej był kojarzony z wolnością, sprawnością, wytrwałością i siłą oraz- z niezawodnością ataku.
Rycerski etos SOKOŁA rodził się wraz z jego symbolami, oznakami, hasłami i wymogami natury etycznej, zawartymi w statucie, regulaminach jak też w katechizmie i przykazaniach sokolich. Wielkie znaczenie miała wymowa munduru, związana z żołnierską, powstańczą tradycją i pozdrowienie – CZOŁEM i hasło określające dobitnie charakter SOKOŁA: „CZOŁEM OJCZYŹNIE, SZPONEM WROGOWI”.
Były to też cnoty rycerskie, jakie wpajano i pielęgnowano w sokolich gniazdach, przyjmujących na swoich duchowych patronów sławnych Polaków – żołnierzy. Bez wątpienia pierwszym wśród nich był naczelnik Tadeusz Kościuszko. Do wielu cnót, obowiązujących w SOKOLE, takich jak: uczciwość, punktualność, odpowiedzialność, wytrwałość, obowiązkowość i odwaga, należy też braterstwo stawiające w karnym, wojskowym szyku sokolich druhów, niezależnie od ich statusu społecznego i majątkowego.
Pod sokolim sztandarem, w jednym szeregu zgodnie stawali przedstawiciele inteligencji, rzemieślnicy, arystokraci, robotnicy, oświeceni mieszczanie i włościanie. Wszystkie bez wyjątku stany bezinteresownym zaangażowaniem zaznaczały swą służbę w sokolim zakonie, pomnażając jego zbiorową siłę w dążeniu do wolności.
Siłę SOKOŁA tak określił prezes tego związku w zaborze austriackim Tadeusz Romanowicz na zlocie z okazji 25-lecia Sokolstwa Polskiego we Lwowie 12 maja 1892 roku:
My nie chcemy siły przed prawem ani nad prawem – my chcemy siły na usługę prawa i sprawiedliwości, (…) my jej chcemy ku temu, aby wyższe cele i dążenia ducha narodowego do swego urzeczywistnienia realną znalazły podstawę.
W tę chwalebną misję zaangażowało się tysiące szlachetnych Polaków i poetów, którzy wypełniali romantyczną rolę przewodników duchowych narodu. Byli wśród nich: Adam Asnyk, Jan Kasprowicz, Mieczysław Romanowski, Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz, Michał Bałucki, Wacław Gąsiorowski, Karol Bunsch i inni. Warto pamiętać, że to właśnie dla braci sokolej, na obchody 500-lecia bitwy pod Grunwaldem Maria Konopnicka napisała słowa „Roty”. A na zamówienie władz sokolego związku Feliks Nowowiejski skomponował do nich muzykę?
Pieśni tej uczono we wszystkich sokolich gniazdach, w kraju i na obczyźnie, tam, gdzie w niestrudzonym locie dotarł SOKÓŁ, by zagarnąć pod swe skrzydła nowe rzesze Polaków.
„Rota” stała się sztandarową pieśnią Grunwaldzkiego Zlotu SOKOŁA, na który przybyli Sokoli w liczbie 8 000 druhen i druhów, dając w dniach 14 i 15 lipca 1910 roku, w Krakowie niewidziany dotąd popis sprawności fizycznej, karności i dyscypliny wojskowej. A „Rota” od tej chwili stała się drugim hymnem narodowym…
Ale SOKÓŁ – mimo wielu przeszkód – niezmiennie losy swoje łączył z losami narodu. Dlatego zawsze sokolnie, w których zbierała się młodzież na ćwiczenia i inne zajęcia programowe pełne były narodowych pamiątek. Dla działaczy tego ruchu, ćwiczenia cielesne (dziś kulturą fizyczną zwane) były tylko jednym z wielu, nieodzownych elementów dla osiągnięcia celu ostatecznego. Tym wielkim celem było zmartwychwstanie Polski!
Dziewiętnastoletni Teofil Starzyński, zafascynowany tak szczytnymi ideami, w 1897 roku z pomocą właściciela sklepu wędliniarskiego założył w Pittsburghu gniazdo Sokoła. Od tego roku zaczął studiować farmację, którą ukończył w 1901 roku. Otworzył wtedy własną aptekę, a w czasie epidemii ospy (1903 r.) prowadził w polskich dzielnicach szczepienia ochronne. Kontynuował naukę i jako pierwszy Polak w 1904 roku ukończył studia medyczne na uniwersytecie Pittsburghu.
Obok pracy zawodowej Teofil Starzyński całym sercem zaangażował się w pracę w Sokolstwie. Rozumiał, że sokolstwo było w stanie walczyć z bronią w ręku i przygotować kadry dla wyzwolonego państwa polskiego. Na pierwszym zebraniu gniazda został jego wiceprezesem. Szybko awansował w strukturach organizacji. Na czwartym Zjeździe Związku Sokolstwa Polskiego w Ameryce, który odbył się w Buffalo w lipcu 1899 roku przewodniczył komisji obrad i został wybrany na wiceprezesa Wydziału Głównego ZSP. W styczniu 1890 roku doprowadził do zakupu dla sokoła w Pittsburghu budynku, który wyposażył w przyrządy gimnastyczne. Był jednym z najaktywniejszych działaczy nurtu niepodległościowego tzw Wolnego Sokolstwa. Na nadzwyczajnym zjeździe sokolstwa w 1912 roku, opowiedział się za zjednoczeniem Sokolstwa w niezależną organizację o charakterze niepodległościowym. Został wybrany na prezesa Zjednoczonego Związku Sokolstwa Polskiego. Sokolstwo jako pierwsza organizacja rozpoczęło przygotowania militarne do walki o wolną Polskę.
Szkolenia wojskowe – choć prowadzone najczęściej tajnie – od początku istnienia SOKOŁA – przebiegały równolegle do innych zajęć programowych. Do przekazywania informacji między gniazdami rozsianymi po świecie służyły specjalne szyfry wewnątrzorganizacyjne, z pomocą których koordynowano i aktualizowano plan działań. Intensywnym szkoleniem wojskowym objęte zostały wszystkie gniazda sokole.
Chwalebnym dziełem Sokołów zza oceanu było powołanie do życia Fundacji Kościuszkowskiej, realizującą do dziś swoją misję, a także organizowanie wielu kursów wojskowych i szkół podoficerskich, szkoleń służb sanitarnych oraz niesienie finansowej pomocy Polsce.
Kiedy I wojna światowa zaczęła zbierać śmiertelne żniwo, Sokolstwo Polskie w Ameryce wstrząśnięte losem rodaków zmuszonych przez zaborców do bratobójczej walki jako pierwsze złożyło na ręce prezydenta Wilsona memoriał, domagający się odbudowania Polski.
Delegacja SOKOŁA na czele z ówczesnym prezesem – Teofilem Starzyńskim została życzliwie przyjęta i zapewniona przez prezydenta Stanów Zjednoczonych o jego poparciu dla polskich dążeń niepodległościowych. Te prawdziwie braterskie czyny zostały wsparte ogromną daniną życia jaką sokolstwo zza oceanu złożyło swej macierzy dając Armii Polskiej 20 000 znakomicie wyszkolonych, sokolich żołnierzy i oficerów.
Armia Polska we Francji swoją potęgę zawdzięcza w dużej mierze sokolstwu dającemu jej liczebną siłę a także kadrę kierowniczo-organizacyjną. Dużą rolę w tym patriotycznym dziele odegrał płk dr Teofil Starzyński, W 1917 roku wraz z innymi działaczami, a szczególnie z wybitnym polskim pisarzem i oficerem Wacławem Gąsiorowskim doprowadził do otwarcia obozu w Niagara on the Lake, szkolącego ochotników do Błękitnej Armii. Wydał specjalny rozkaz do Sokołów o wstępowaniu do Polskiej Armii. Zabiegał o środki na jej wyposażenie i na pomoc głodującym rodakom w Polsce. Spełniwszy swoje obowiązki w komisji rekrutacyjnej sam wstąpił w szeregi Armii gen. Józefa Hallera i w stopniu majora został szefem służby medycznej. W 1919 roku przybył z Błękitną Armią do Polski i wziął udział w walkach na Ukrainie o ustalanie granic polskich na wschodzie.
To dzięki takim ludziom jak dr T.A Starzyński zaistniała potężna Armia Polska, która utorowała Polsce drogę do równoprawnego uczestniczenia w konferencji zakończonej aktem podpisania Traktatu Wersalskiego. I nie jest przypadkiem, że uczynili to w imieniu niepodległej Polski dwaj wielcy znani i szanowani w świecie sokoli Ignacy Jan Paderewski i Roman Dmowski!? …
Sokoły! Wolności ptaki i Polski przednia straż
Wierniejszych dzieje nie znały, nie widział Naród nasz.
Kiedy stajemy społem przysięga brzmi jak spiżowy dzwon Tobie Ojczyzno – Czołem! Wrogowi – ostry szpon!…?
Wielu sokołów poległo, wielu wróciło jako inwalidzi i bez środków do życia. I wtedy znowu dr. Starzyński stanął przy nich. W 1920 roku zajął się organizowaniem hallerczyków w Stanach Zjednoczonych. W rok później powstało SWAP, którego pierwszym prezesem był właśnie T. Starzyński. W 1925 roku ponownie zostaje prezesem Sokołów. Sprzeciwia się „amerykanizacji” tej organizacji, zabiega o kontakty z Macierzą. Utrzymuje aż do śmierci Mistrza, kontakt z Ignacym Paderewskim.
Podczas II wojny światowej zabiegał u Aliantów o pomoc dla Polski. Był jednym z twórców i założycieli w 1944 roku Kongresu Polonii Amerykańskiej i jednym z jego wice prezesów.
Na Zlocie w Warszawie 15 sierpnia 1925 roku, minister Raczkiewicz udekorował sztandar Sokolstwa Polskiego w Ameryce Orderem Polonia Restituta. Sam Teofil Starzyński otrzymał Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski w 1925. Wcześniej w 1922 roku rząd francuski udekorował go Legią Honorową. W 1961 roku w Szczecinie nazwano jedną z ulic jego imieniem. W 1962 mianowany pośmiertnie przez władze RP na uchodźstwie do stopnia generała brygady.
Zmarł 4 kwietnia 1952 roku w Pittsburghu, został pochowany na cmentarzu przy Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown.
Przez historyków legionowo-sanacyjnych w okresie II RP nie został właściwie doceniony olbrzymi udział SOKOŁA, jego twórcy i przewodnika w czynie niepodległościowym.
Podobna sytuacja ma miejsce w momencie obchodów 100 lecia odzyskania niepodległości. Nie było żadnego pośmiertnego orderu ani wspomnienia architekta naboru 20 tysięcy ochotników do Błękitnej Armii.
Istotą tożsamości Polonii Amerykańskiej powinna być szczególna troska o naszą polonijną historię. Trzeba pamiętać, że to nasi dziadowie z Milwaukee, Chicago, Nowego Yorku, Detroit i wielu innych miast pośpieszyli, aby na skinienie oddać krew dla Ojczyzny za ocean. Im należy się pamięć i właściwe miejsce w polskiej historii i ten etap jeszcze nie jest zakończony. Może polskie władze doceniłyby w końcu zapomnianych emigrantów i bohaterów Niepodległej.
Nigdy nie jest na to za późno.
Katarzyna Murawska, Waldemar Biniecki
ROTMISTRZ PILECKI NA BROADWAY’U
Realizacja polskiej polityki historycznej w Stanach Zjednoczonych jest jednym z najważniejszych zadań polskiego państwa i polskiej emigracji w Stanach Zjednoczonych. Ponieważ nie istnieje żadna sprecyzowana wizja polityki historycznej, ani nie ma stworzonych transparentnych narzędzi do jej realizacji, często zdarza się tak, że aby zaspokoić potrzebę przybliżania polskiej historii i kultury w Stanach Zjednoczonych i na świecie, problemem tym zajmują się po prostu ludzie szlachetnego serca, którzy widzą tę potrzebę i realizują konkretne zamieArzenia. Warto wymienić tu Norma Conard’a, jego uczennice z Kansas i projekt „Life In A Jar”, którym spopularyzował Irenę Sendler na świecie. Warto wspomnieć kuratorkę z Milwaukee Art Muzeum z Wisconsin, Laurie Winters, która pokazała Ameryce polskie malarstwo przez realizację w trzech ważnych ośrodkach wystawę jej autorstwa „Leonardo da Vinci and the Splendor of Poland”. W imieniu Tygodnika Solidarność chcielibyśmy Państwu przedstawić Polaka, mieszkającego w Kalifornii, który z wielkim sukcesem, sam bez niczyjej pomocy przybliża Ameryce postać wybitnego polskiego patrioty - Witolda Pileckiego. Zapraszamy na ekskluzywny wywiad z Markiem Proboszem.
Cezary Krysztopa, Waldemar Biniecki (CK, WB): Marku, urodziłeś się na Śląsku w Polsce, skończyłeś słynną „Łódzką Filmówkę”, przez 30-ci lat zagrałeś w około 60-ciu filmach w Polsce, Czechach, Niemczech, Francji, Włoszech, występowałeś i reżyserowałeś w teatrach w Ameryce, Polsce, Czechosłowacji. Filmy z tobą zdobywały pierwsze nagrody i wyróżnienia m.in. na światowej rangi festiwalach w Cannes, Wenecji, San Sebastian czy Karlovych Varach. Jak to się stało, że będąc idolem swojego pokolenia, w trakcie tak świetnie rozwijającej się kariery przeniosłeś się za ocean?
Marek Probosz (MP): W 1987 roku grałem w filmie” I skrzypce przestały grać” ko- produkcji polsko-amerykańskiej. Film opowiadał o represjach niemieckich wobec Cyganów, których część trafiła do Auschwitz. W Niemczech Zachodnich, w Hamburgu miałem dokrętki i stamtąd na zaproszenie dyrektora artystycznego American Cinemateque, Gary Essert’a, jako gwiazda z Europy Wschodniej wyjechałem do Hollywood, na 3 tygodniowe sympozja filmowców z całego świata. Mieszkając w legendarnym Hotelu Roosevelt w Hollywood, z widokiem na Chinese Theater na Alei Gwiazd, zwiedzając studia filmowe Miasta Aniołów, miałem okazję zakosztować życia prawdziwych gwiazd i mistrzów kina “Fabryki Snów”, przez 3 tygodnie spotkania z nimi były czymś normalnym, ale potem czar prysnął i trzeba było sobie zadać pytanie: co dalej? Co w moim życiu jest najważniejsze? Odpowiedź przyszła, kiedy wpatrywałem się w telewizor, gdzie w wiadomościach pokazywano strajkujących członków Solidarności, bezlitośnie bitych przez ZOMO. To był moment, w którym stało się dla mnie jasne, że nie kariera, ale WOLNOŚĆ i MIŁOŚĆ są najważniejszymi wartościami w moim życiu. Bez względu na konsekwencje, wybrałem wolność w świecie Ameryki.
Tak Mississauga świętowała niepodległość
100. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę 11 listopada zgromadziła w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze w Ontario w Kanadzie wyjątkowo olbrzymią liczbę Polaków. O godzinie 11.00 została odprawiona uroczysta Msza Święta w intencji naszej Ojczyzny, Polski. W słowie Bożym proboszcz parafii o. Janusz Błażejak OMI podkreślił, że to modlitwy Polaków bardzo pomogły w uzyskaniu niepodległości po 123 latach zaborów. Nadmienił, że w tym czasie mieliśmy największą liczbę świętych i błogosławionych z ziem polskich zagarniętych przez Rosję, Prusy i Austrię. Wyjątkowość tej rocznicy podkreślały przepiękne szaty liturgiczne ojca Błażejaka, z polskim Orłem Białym ze złotym napisem "Bóg, Honor, Ojczyzna".
Po przemarszu z kościoła pod pomnik Patrioty odbyły się uroczystości zorganizowane przez Kongres Polonii Kanadyjskiej Okręg Mississauga. Przemawiali politycy federalnego rządu i rządu Ontario oraz przedstawiciel Konsulatu Rzeczpospolitej Polskiej w Toronto, a także przedstawiciele organizacji polonijnych, zabrakło jednak osobiście mera Mississaugi Bonnie Crombie, był jedynie przedstawiciel miasta.
Po odegraniu „Last Post” przez Polonia Brass Band i wciągnięciu flag państwowych na maszty odbyło się składanie wieńców przez oficjalne delegacje oraz polonijne organizacje w otoczeniu weteranów harcerzy, Rycerzy Kolumba i bardzo licznie zgromadzonej Polonii. 100. rocznica odzyskania niepodległości zobowiązuje, Polacy z Kanady nie zawiedli.
Andrzej Jasiński
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/tag/Historia%20Polski#sigProId881ef95cb2
Rówieśnica odrodzonej Polski
Pani Barbara Lenk 9 listopada 2018 roku, na dwa dni przed obchodami 100. rocznicy odzyskania niepodległości Polski, skończy sto lat. Nadal jest aktywna, pracuje społecznie, prowadzi samochód. Mieszka w Belleville, gdzie wraz z mężem łożyli w przeszłości na organizacje polonijne kultywowali polskie tradycje. Polski język przekazała swoim dzieciom. Pani Lenk jest córką wysokiego rangą urzędnika niepodległego państwa polskiego Stanisława Łepkowskiego, szefa kancelarii cywilnej prezydenta RP Mościckiego.
Andrzej Kumor: Pani jest rówieśnikiem odrodzonej Polski?
Barbara Lenk: Urodziłam się 9 listopada 1918 roku.
– Czyli urodziła się Pani dwa dni przed niepodległością?
– Tak wynika z moich papierów.
– Proszę powiedzieć, jak Pani się tu znalazła, jak Pani przyjechała do Kanady?
– To długa historia. To wojna spowodowała, że się tu znaleźliśmy.
– A skąd Pani jest z Polski?
– Byłam urodzona w Samborze, niedaleko Lwowa, teraz to jest Ukraina. Właściwie jestem obywatelką austriacką, bo to była wtedy Austria. Polskę mam w papierach, ale dopiero parę dni później Polska odzyskała niepodległość.
– Co Pani w Polsce robiła? Chodziła do szkoły w Samborze?
– Tak. Jak wojna wybuchła, to miałam 20 lat, byłam już na drugim roku Szkoły Handlowej w Warszawie.
– Jaka była Warszawa wtedy, przed wojną?
– Warszawa śliczna była. Wie Pan, ja miałam uprzywilejowane życie, tak że to co ludzie przechodzili przez Syberię czy w Polsce... Ojciec miał wysokie stanowisko u prezydenta Mościckiego, był szefem kancelarii cywilnej. Tak że jak wojna wybuchła, to była ewakuacja tych, co pracowali, na Zamku, jak to się mówiło. I myśmy się znaleźli w Rumunii. Rząd miał układ z rządem angielskim, że będą pomagać. Oni mieli złoto polskie, no to brali itd., to szło do Anglii. I za te pieniądze później... Myśmy się znaleźli później w Rumunii. Jak Rumunia miała być zajęta przez wojska niemieckie, wtedy rząd angielski zgodził się 500 osób ewakuować i zająć się nimi. To byli wszyscy wysocy urzędnicy, policji, szkół itd. Nas wtedy wywieziono z Rumunii na Cypr. Tymczasem Kreta upadła, Niemcy już tam byli – Cypr był wtedy pod zarządem brytyjskim i wszystkich urzędników brytyjskich i tych 500 uchodźców wywieźli do Palestyny, bo bali się, że Cypr zostanie zajęty, a to był ważny punkt na Egipt.
Myśmy byli w Palestynie, ale tam się zaczęło też gorąco robić. Organizowało się Wojsko Polskie, bo wypuścili ludzi z Rosji, Sikorski zawarł układ ze Stalinem, wtedy zaczęli wypuszczać i zaczęli to organizować. To się nazywało Brygada Karpacka. Tak że ci młodzi wszyscy to tam się zgłosili i poszli. Ojciec już był poza wiekiem (poborowym), poza tym był w rządzie, który nie był popularny, więc znowu była kwestia, co zrobić. Wtedy kobiety, dzieci i ci, co się nie nadawali do wojska, zostali wywiezieni do Afryki, do Rodezji Północnej, dziś Zambii.
– Pani do końca wojny była w Rodezji?
– Myśmy byli w Rodezji do czterdziestego... zaraz po wojnie. Tam cały czas pracowałam w szpitalu. Przyjechaliśmy do Rodezji, ja po angielsku nie mówiłam, trzeba było w szpitalu pomóc, to w szpitalu pracowałam. Ojciec dostał pracę u sędziego, bo miał prawo skończone.
Muszę powiedzieć, że Anglicy się bardzo zajmowali. Tam było dużo młodzieży, zorganizowano, że moja siostra poszła na uniwersytet, dostała wykształcenie w Południowej Afryce. To było zapłacone przez Anglików. Ja mówię o tej grupie, tak zwana grupa cypryjska, mało się mówi, to myśmy byli naprawdę uprzywilejowani. To była tragedia, że człowiek stracił wszystko i znalazł się w obcym kraju bez języka, ale ktoś się opiekował, gdzieś się dojechało, to było zorganizowane. Dużo było ludzi znanych, pisarze znaleźli się w tej grupie, później się to rozjechało, młodzi, jeśli mogli, pojechali do wojska. Ale myśmy mieli lżejsze życie niż inni.
– A jak Pani później z Rodezji wyjechała? Wyjechała Pani do Wielkiej Brytanii?
– Tak, bo tam później przyjechali kobiety, dzieci, mężczyźni, ci wypuszczeni z Rosji, otworzyli obozy dla nich w Rodezji. Był Pan wcześniej u pani Aksamitowej, ona była w tym samym obozie, gdzie ja pracowałam jako siostra. Ona mówi, że mnie nie znała, bo ona nigdy w szpitalu nie była. Ale ja tam pracowałam, odkąd otworzyli ten szpital.
– Z tym rodzinami, które wyszły ze Związku Sowieckiego?
– Tak. To był duży obszar, bo przeszło tysiąc ludzi. Tam pracował lekarz Polak, i myśmy się pobrali. Nie było tam nadziei dostania praktyki stałej, bo to był czas wojenny, to on dostał na czas wojenny pozwolenie praktyki. Wojna się skończyła, zgłosił się do Anglii. Przyjechaliśmy, pracował w Szkocji. Wtedy starał się na stałe przyjechać do Kanady.
– W którym roku Państwo tu przyjechali?
– Myśmy przyjechali w 56.
– I tutaj, na terenie Belleville się Państwo osiedlili?
– Nie, najpierw byliśmy w Reginie w Saskatchewanie, tam mąż dostał rezydencję. Musiał zdać egzamin, przed Canadian Council. Ponieważ miał wykształcenie, skończył Uniwersytet Jagielloński w Krakowie – nie wszystkie uniwersytety były tu znane, ale właśnie on miał Jagielloński w Krakowie, to był zwolniony z niektórych tematów, przedmiotów. Ale to zdał i wtedy dostał prawo praktyki. Tylko że nigdzie nie poszedł na prywatną praktykę, zrobił tu kurs w Toronto Public Health i pracował jako Public Health Director.
– Pani działa w organizacji Polonia Quinte, od jak dawna? Pani jest taką matką opatrznościową tej organizacji, wszyscy o Pani mówią, że Pani pierogi klei, sama samochodem jeździ.
– Klub się zaczął w 74 roku.
– Pani działała z mężem?
– Mąż przychodził, byliśmy z tymi, którzy założyli organizację. Część umarła, część jakoś nie przychodzi.
– Pani jest przedstawicielem pokolenia wychowanego w duchu patriotycznym, tego pokolenia wolnej Polski. Proszę powiedzieć, co jest dobrego w Polsce? Dlaczego Pani uważa, że warto być Polakiem?
– Nie wiem. Ja się urodziłam, wychowałam, moja rodzina była zawsze bardzo patriotyczna. My, Polacy, mamy bardzo dużo dobrych stron, mamy dużo zapału, dużo energii.
Tradycja, pierwsza jest tradycja, to trzyma, Boże Narodzenie. Mam dwóch synów, po polsku tak mówią, że nikt nie chce wierzyć mi, że oni są tu urodzeni. Ale myśmy do nich nigdy nie mówili po angielsku w domu. Mąż mówił - my ich nauczymy dobrego polskiego języka. Ale że będą mieli zawsze akcent, niech się uczą od innych dzieci, jak pójdą do szkoły. Obaj nie są żonaci z Polkami, wnuczki obchodzą Boże Narodzenie, Wigilię. Tak się przyjęło. Ani jeden, ani drugi nie jest ożeniony z Polkami, ale przyjeżdżali do nas, zawsze była Wigilia i oni tak to trzymają. Ciekawe, bo mój młodszy syn skończył tutaj Kingston Military College, a teraz pracuje dla NATO i często ma konferencje w Polsce. Pytam, i jak, mówisz, po polsku? Podobno, jak pierwszy raz, jak była konferencja i zaczął mówić po polsku, to się zdziwili, że z Kanady, a mówi po polsku. Często jeździ tam. Coś jest u Polaków... Sentyment zawsze zostaje. Zawsze myślę po polsku.
– Pani będzie kończyła sto lat, proszę powiedzieć, co w życiu jest najważniejsze? Co się liczy?
– Trzymać się z rodziną. Ojciec, jak mieliśmy całą tę wędrówkę, to nic, tylko żebyśmy wszyscy razem byli, że rodzina jest najważniejsza. I trzymać się, to jest podstawa właściwie życia rodzinnego. A poza tym, zawsze myśleć... Moja najmłodsza siostra zawsze mówiła – o, jakoś to będzie, nie martw się, jakoś się to wszystko rozwiąże. I jakoś to się wszystko rozwiązywało.
– Czyli nie przejmować się?
– Tak, zawsze myśleć, że będzie dobrze, nie być zmartwionym, nie poddawać się.
Już bym do Polski nie wróciła mieszkać, za dużo tamci ludzie przeszli. Teraz już rodziny nie mam, bo nawet moje cioteczne siostry umarły. Pojechałabym tak odwiedzić, zobaczyć jeszcze.
– A była Pani w Polsce?
– Tak, ostatnio to nawet wszystkie wnuki były w Polsce, syn i cztery wnuczki pojechaliśmy, byliśmy w Warszawie.
– Pani wciąż prowadzi samochód?
– Tak, choć teraz nawet na mall nie jadę, czasem, jak już muszę. Taki ruch jest, trzymają na tych światłach, ludzie jadą jak wariaci. Tutaj to mi wystarczy do biblioteki w mieście.
– Pani jest wolontariuszem w bibliotece?
– Tak. To łatwa praca, przychodzę, lubię czytać.
O tej grupie, która przeszła przez Cypr, to się mało słyszy, a oni dużo robili. Gdzie tylko się przyjechało, wszyscy szli do pracy byle jakiej, pomagali. Jakoś się przeżyło.
Moja rodzina właściwie została w Afryce, rodzice i siostry, ale tam nie było jak zostać. Chcieli, żeby mąż szedł na uniwersytet. Jeden z jego kolegów poszedł jeszcze raz na uniwersytet, w Afryce, i otworzył praktykę. A mąż mówi nie, ja już to przeszedłem, skończyłem, a do Kanady najłatwiej było się dostać.
– Dziękuję bardzo za rozmowę.
Żeby Ontario pamiętało o Katyniu
12 kwietnia poseł prowincyjny Yvan Baker reprezentujący okręg Etobicoke Centre przedstawił uchwałę wzywającą parlament Ontario do potępienia zbrodni katyńskiej jako aktu ludobójstwa dokonanego na Polakach. Baker napisał, że Katyń jest świeżą raną dla wielu Polaków, również tych mieszkających w Ontario. Przypomniał, że w kwietniu i maju 1940 roku NKWD na rozkaz Stalina zamordowało 20 000 Polaków. Zginęli oficerowie wojska i policji, a także kwiat polskiej inteligencji – inżynierowie, lekarze, nauczyciele, profesorowie uniwersyteccy. Masowe groby odkryto w 1943 roku, ale zbrodnia była wymazywana z oficjalnej historii aż do upadku komunizmu. Baker przyznał, że podziwia upór i siłę Polaków, którzy przez dziesiątki lat walczyli o zachowanie pamięci o prawdzie. Występując z inicjaywą poselską chce, by parlamentarzyści przyczynili się do sprawiedliwego upamiętnienia ofiar. Chce ponadto, by zbrodnia katyńska zawsze była łączona z katastrofą w Smoleńsku.
Kielce - miasto Legionów
Szanowny Czytelniku! Od 30 października do 19 listopada 2017 roku przebywałem w Polsce, a moja podróż związana była z postacią Marszałka Józefa Piłsudskiego, którego 150. rocznicę urodzin będziemy obchodzić 5 grudnia 2017 r.
Na przypomnienie postaci Marszałka wybrałem miasto Kielce. W dniach 8-9 i 14 listopada byłem w Kielcach z moim przyjacielem i koordynatorem podróży po Polsce i Litwie Wojciechem Tomkielem. Przewodnikami po Kielcach byli panowie Eugeniusz Tyszner, prezes Związku Sybiraków w Kielcach, i Krzysztof Witkowski, przedstawiciel Stowarzyszenia Pamięci Narodowej „Czwartak”, który historię Kielc ma w przysłowiowym małym palcu. Nie sądziłem, że Kielce odegrały tak ważną rolę w odzyskaniu niepodległości przez naszą Ojczyznę. Wiemy z historii, że 6 sierpnia 1914 r. na rozkaz Komendanta Józefa Piłsudskiego z krakowskich Oleandrów wyszła Pierwsza Kompania Kadrowa, która 12 sierpnia 1914 r. wkroczyła do Kielc.
Jednym z wielu miejsce, które odwiedziłem w Kielcach, był Wojewódzki Dom Kultury, tzw. WDK. Powstał on z inicjatywy Stowarzyszenia pod nazwą „Dom Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego im. Józefa Piłsudskiego w Kielcach”, nazywanego potocznie Domem Żołnierza. Przewodniczącym Stowarzyszenia został gen. Juliusz Zalauf, członkami zarządu byli prezydent Kielc Stefan Artwiński, płk Jan Witold Bigo i płk Bolesław Ostrowski. 28 stycznia 1933 r. Stowarzyszenie zostało wpisane przez wojewodę kieleckiego Jerzego Paciorkowskiego do wojewódzkiego rejestru stowarzyszeń i związków. 12 czerwca 1933 r. nastąpiło poświęcenie kamienia węgielnego i podpisanie aktu erekcyjnego. W uroczystości wziął udział Ignacy Mościcki – prezydent RP.
99. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę
Obchody 99. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę, zorganizowane przez Okręg Toronto Kongresu Polonii Kanadyjskiej, odbyły się w niedzielę, 5 listopada 2017.
O godz. 11.00 do kościoła św. Stanisława Kostki wprowadzone zostały sztandary organizacji kongresowych. Mszę św. odprawił proboszcz parafii św. Stanisława Kostki, o. Janusz Jajeśniak OMI.
Padający od rana deszcz zdawał się być przeszkodą w zaplanowanym marszu. Deszcz ustał wkrótce po zakończeniu Mszy św. i kolumna marszowa, eskortowana przez policję kanadyjską, przy dźwiękach harcerskich werbli wyruszyła ulicą Queen w kierunku torontońskiego ratusza – City Hall.